Stanąłem na baczność do naszego hymnu. W brazylijskim
Rio rozbrzmiewały pierwsze nuty "Mazurka Dąbrowskiego", a już po
chwili wszyscy kibice śpiewali dobrze nam znane:
Jeszcze Polska nie zginęła,Póki my żyjemy.Co nam obca przemoc wzięła,Szablą odbierzemy.Marsz, marsz Dąbrowski,Z ziemi włoskiej do Polski,Za twoim przewodem,Złączym się z narodem.
Aplauz. Uśmiechy chłopaków przepełniały
moje serce radością, gdyby nie ta malutka pustka. Pustka, której nikt nie
zapełni.
Spojrzałem na orzełka na swojej piersi i
mimowolnie uniosłem kąciki ust.
- Robię to również dla ciebie -
wyszeptałem, składając całusa na dziobie białego drapieżnika.
Zerknąłem na Mańka i pokiwałem powoli
głową. Czas zacząć te igrzyska i to nie z byle kim, ale samą Brazylią. Damy z
siebie wszystko. Choćby nie wiem, ile gwoździ nam wpakowali doprowadzimy do
tie-breaka i wygramy ten mecz. Jesteśmy jeszcze bardziej zdeterminowani niż w
Londynie. W tym roku zrobimy wszystko, by na naszych szyjach zagościły złote
medale Igrzysk Olimpijskich. Dziś w Rio De Janerio piłki będą latać za naszego
Arka. Szkoda tylko, że Igła jest na widowni, a nie na boisku. Dlaczego za
Gołasia? Tak to sobie uzmysłowiliśmy. Ateny to jedno z ostatnich miejsc, w
których grał w ojczystych barwach. Ten medal zdobędziemy dla niego. Za niego. I
dzięki niemu.
- Misiu, głowa do góry! Zepniemy tyłki i
pokażemy im kawał dobrej, polskiej siatkówki. Nawet Fontelesa zmiecie - uradowany
Szampon objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie. - Pokażemy im! Jasne?
- Pokażemy im - powtórzyłem pewny swego,
a raczej naszego.
- I o to chodzi, przyjacielu. Aż im te
żółte portki pospadają, a co!
- Nie zagalopywuj się, Wlazły. Chcesz
zobaczyć Visotto w bokserkach to zrób to, jak Drzyzga. Bez zapowiedzi i w dół!
- Dobry pomysł, ale to po meczu - puścił
mi oko.
Prezentacja wyjściowej szóstki, a
właściwie siódemki, nastąpiła zadziwiająco szybko. Wlazły, Drzyzga, Kłos, Bieniek,
Mika, Winiarski i Zatorski. Nasz mały, kochany Zati wreszcie dorośleje! Godnie
zastępuje Igłę. Broni piłki niczym maszyna. Mało mu umyka i wciąż się
doskonali. Zuch chłopak!
Pierwsze akcje nie poszły po naszej
myśli. Przy stanie cztery do jaja, nasz złoty Stefek prosi o przerwę. No to
będzie jazda.
- Co to ma być? Przyjechaliśmy po medal,
jak każdy, ale my z nim wrócimy, zrozumiano? Pokora musi być w sporcie, ale
proszę Was, nie od początku. Jak będziecie podkulać ogony, to nie wyjdziemy z
krążkiem. Więcej życia, emocji, energii i instynktu. Dobdzie? - Krzyknął, a
wszyscy zgodnie przytaknęli. - Dziku! Do mnie!
- Słucham, trenerze.
- Za moment wchodzisz za Mikę, bo coś mu
nie idzie. Zobacz co on robi źle i przed zmianą mi to powiesz. Poza tym, to, co
ona psuje, ty masz mieć perfekcyjne. Bez błędów dzisiaj, dobra?
- Tak jest, trenerze - odpowiedziałem,
udając się do swojego miejsca w kwadracie rezerwowych.
Uważnie przyglądałem się Matiemu. Był
przybity. Nie wiem czym, w końcu jego ukochana brunetka siedziała niedaleko i
wspierała go z całych sił.
Antiga patrzył na mnie uważnie. Powoli pokiwałem
głową. Gestem kazał mi się dogrzać, co wykonałem posłusznie. Chwilę później,
drugi z naszych trenerów przywołuje mnie i wręcza tabliczkę z numerem 20.
Dzwonek zmian i wchodzę na boisko.
- Ona tu jest. Doładuj się i widzę cię w
kolejnym secie w pełni sił - wyszeptuję do Mikusia i stawiam stopę, przyodzianą
w nowe adidasy, na pomarańczowej tafli.
Przybicie wraca. Te, którego pozbyłem się
przed hymnem. Przybicie, że jej tu nie ma. Tej, która powinna tu być, gdyby nie
mój wygłup. Mogłem jej wtedy posłuchać. Do końca życia będę miał ją na
sumieniu.
- Co jest? - Słyszę głos niebieskookiego
przyjaciela.
- Chodzi o nią.
Piłka przelatuje na naszą połowę. Uderza
o moje przedramiona i kieruje się w stronę, gdzie już czeka Fabio.
- Misiu, ona nie wróci.
Mikasa lekko przelatuje na moją strefę
ataku. Przebijam ją na drugą stronę z wielką siłą i, opadając na parkiet,
krzyczę:
- Obiecała!
Michał podchodzi do mnie. Chwyta moją
twarz w dłonie, potrząsa nią i, stykając moje czoło ze swoim własnym, szepcze:
- Wiem, że obiecała, ale jej już nie ma.
Za to jesteś ty, a to, co właśnie zrobiłeś, było atakiem meczu. Dobra robota,
Misiu – klepie mnie przyjacielsko po policzku.
Ta dam!
Tym razem Kapitan.
Do miłego!