Wcisnęła się w dżinsowe szorty i po cichu wymknęła z pokoju, zamykając za sobą ostrożnie drzwi. Założyła trampki porzucone kilkadziesiąt minut temu w przedpokoju i wyślizgnęła się z mieszkania, zostawiając jego właściciela w środku.
Otoczyła ją aura chłodnego powietrza. Ta sierpniowa noc cechowała się wyjątkowo niską temperaturą. Otuliła się własnymi ramionami i naciągnęła rękawy swetra. Podbiegła do najbliższego przystanku autobusowego, sprawdziła godzinę i następne połączenie na swoje osiedle. Musiała czekać trzy minuty. Zerknęła na wyświetlacz komórki, dostała SMSa z jakąś reklamą i natychmiast go usunęła.
Usiadła na miejscu na tyle miejskiego środka transportu. Niedaleko niej siedziało dwóch chłopaków, na oko o dwa lub trzy lata młodszych od niej. O tej porze w zasadzie tylko młodych ludzi widywało się na mieście. Wracali z klubów, od znajomych, z kina...
Jej przystanek. Mieszkała na spokojnym osiedlu z masą gburowatych bogaczy, gdyż jeden z budynków liczył sobie ponad trzydzieści dwu-poziomowych apartamentów. Była dumna z tego, że nie zajmowała jednego z nich.
Przekręciła klucz w zamku, zamknęła drzwi od środka i ruszyła w stronę kuchni, by wstawić wodę na herbatę w czajniku elektrycznym. Nastepnie ściągała po kolei ubrania, porzucając je na podłodze w drodze do łazienki. Wzięła ciepły prysznic, przywracając swojej skórze normalną temperaturę. Wylała na siebie odrobinę owocowego żelu do kąpieli i zachwycała się jego zapachem. Umyła dokładnie włosy, wykonując masaż głowy i spłukała mydliny. Wytarła się do sucha i owinęła ręcznikiem, a sypialni przyodziała w koronkowy zestaw czarnej bielizny.
Zalała liście zielonej herbaty ciepła wodą, a gdy się zaparzała, rozczesała włosy i nabalsamowała ciało. Wróciła do aneksu kuchennego i wzięła z blatu ulubiony biały kubek. Usiadła na sofie, otulając się puszystym, bursztynowym kocem i popijając pyszną ciecz. Włączyła telwizor i poszukała czegoś interesującego, gdy w kieszeni jej szortów zadzwonił telefon. No tak, musiała jeszcze posprzątać. Odłożyła napój na stolik przed sobą i zebrała ciuchy, odbierając równocześnie połączenie.
- Zostawiłaś mnie - usłyszała głos Aarona.
- Nie miałam szczoteczki do zębów.
- Nie kłam - jego ton był stanowczy.
- Naprawdę jej nie miałam...
- Nie o tym... To nie był powód. Bądź szczera.
- Po co miałam zostawać? Żeby cię znów zaspokoić, gdy najdzie cię ochota w środku nocy? Nie, dzięki. Bycie twoją panią do małego co nieco zaczyna mnie nudzić, Russell - rzuciła ubrania na fotel obok wejścia do garderoby. - To żadne wyróżnienie, wiesz? Mam pewność, że nie jestem jedyna.
- Nie spotkam się z nikim innym. Nawet tak nie mów, rozumiesz?
- Przestań pieprzyć - rozłączyła się i wróciła do oglądania telewizji.
Przysnęło jej się, obudził ją dzwonek do drzwi. Przetarła oczy, otuliła się kocem i podreptała otworzyć.
- Nie chcę, żebyś miała mnie za jakiegoś potwora - minął ją w progu.
- Och, tak. Czuj się jak u siebie - rzekła z ironią. - Może jeszcze będziesz mi rozkazywał? Nie jesteś moim panem, a ja nie zamierzam już dłużej być twoją zabawką do zaspokajania cielesnych potrzeb.
- Nie jesteś moją zabawką...
- Czyżby? Każde nasze spotkanie kończy się tak samo. Umawiamy się tylko na kolacje, ani razu na lunch czy kawę. Nie jestem pewna czy jesteśmy w stanie normalnie rozmawiać, bo chyba nigdy nawet tego nie robiliśmy. Potrzebujesz jeszcze argumentów? - usiadła obok niego, opatulając się szczelniej.
- Możemy to zrobić teraz.
- Kiedy pali ci się dupa? Daj sobie spokój, Russell. Jesteś żałosny, wiesz?
- Jakoś nie narzekasz, jak zdzierasz ze mnie koszulkę...
- Bo każda kobieta marzy tylko o tym - powiedziała sarkastycznie. - Albo jesteśmy ze sobą i konwersujemy, albo nie rozmawiamy i nie spotykamy się, rozumiesz? Związek nie polega tylko na seksie. Dlaczego do facetów to tak opornie dociera... Lub w ogóle.
- Ultimatum? - uniósł brew w półmroku panującym w pokoju.
- Nie wiem czy to właściwe słowo. Jesteś dorosły, wiesz, czego chcesz od życia, więc raczej określiłabym to jako zwyczajny wybór... Żaden szantaż ani ultimatum.
- O czym mielibyśmy rozmawiać? - przysunął się do niej kilka centymetrów.
- O wszystkim, Russell. Praca, zainteresowania, poglądy wszelkiego pokroju, religia, plany na wspólne wakacje... Cokolwiek - wycedziła przez zęby. - Czy tak trudno zrozumieć, że chcę poznawać swojego domniemanego partnera? Ciężko jest być z kimś, kogo się niemalże nie zna, wiesz?
- Przepraszam... - odwrócił się i oparł o nią, chcąc by go objęła, ale ona nie miała takiego zamiaru. - Nawet nie wiesz, jak było mi przykro, gdy uciekałaś co noc. Dlaczego to robiłaś?
- Bo nawet nie mielibyśmy o czym porozmawiać przy śniadaniu.
- Tak bardzo pragnę, by rano zobaczyć cię rozczochraną w mojej koszulce w progu kuchni, przytulić cię i wypić z tobą poranną kawę. To takie moje małe, duże marzenie. Małe, bo niby błahe. Duże, bo takie odległe od rzeczywistości.
- Czyli dokonałeś wyboru? - wymamrotała, opierając się czołem o czubek jego głowy.
- Co? Nie rozumiem, co tam sobie szepczesz.
- Tobie a nie sobie. Pytałam, czy już wybrałeś - westchnęła.
- A jeśli zostanę dziś u ciebie i przegadamy całą noc? Uznasz to za wybór?
- Lepiej nie dziś - mruknęła. - Jestem padnięta i zaraz zasnę.
- O której jutro wstajesz? Ósma? Dziewiąta?
- A co jest jutro? - ziewnęła.
- Piątek - odpowiedział szybko.
- Wpół do dziewiątej. Czemu pytasz?
- W takim razie przyjdę do ciebie o dziewiątej i zjemy razem śniadanie, a teraz się zmywam - wstał i przeciągnął się. - Dobranoc, Słoneczko - cmoknął ją w policzek.
Uśmiechnął się i wyszedł.
- Kocham cię - mruknął pod nosem, zamykając za sobą drzwi.
Przekręciła klucz w zamku i ruszyła do sypialni.
Dokończyła rysować kreskę cieniem w sztyfcie na lewej powiece, gdy do jej uszu dobiegł dźwięk dzwonka. Przepłukała szybko usta miętowym płynem i poszła otworzyć.
- Dzień dobry, Skarbeczku - cmoknął ją w szyję.
- Cześć, Russell - uśmiechnęła się delikatnie.
- Kupiłem co nieco na śniadanie. Dziś ja pichcę, dobrze?
- Proszę bardzo. Idę związać włosy, bo w ogóle nie chcą ze mną współpracować. Szlag by to...
- Złość piękności szkodzi - rozgościł się w kuchni. - Idź, a ja wstawię wodę na kawę i zabiorę się do roboty.
- Rozpuszczalna z łyżeczką cukru i mlekiem - puściła mu oko.
- Tak jest, Królowo - zaśmiał się.
Opróżnił kubek z herbatą i przyglądał się jej uważnie. Długie rzęsy, oprószone różem kości policzkowe i blond włosy związane w wysoki kucyk.
- A ty co taki rozmarzony, hm?
- Patrzę na najpiękniejszą kobietę na świecie - uśmiechnął się.
- Stoi za mną? - rozejrzała się za siebie.
- Mówię o tobie, Głuptasku.
- Nie słodź mi tak, bo się porzygam - zrobiła zniesmaczoną minę, czym ogromnie go rozbawiła. - To akurat jest dowód na to, że nie masz zielonego pojęcia o moim charakterze. Nie lubię zdrobnień typu "kotek", "słoneczko", ani zdrobnień mojego imienia. Toleruję tylko "kochanie", bo to nie zdrobnienie. Musisz się jeszcze wiele nauczyć. Będzie trudno, wiesz?
- Przynajmniej znam każdy centymetr twojego ciała. To już coś.
- Typowy facet. W kółko to samo. U was seks zajmuje jakieś dziewięćdziesiąt procent mózgu.
- Więcej - oboje parsknęli śmiechem.
Zerknęła na zegarek. Za pół godziny miała spotkanie rodzinne.
- Muszę lecieć. Zostawię ci klucze to zamkniesz, dobrze?
- Jasne. Ogarnę po śniadaniu i też lecę na siłownię, bo pojutrze zgrupowanie w Waszyngtonie.
- Zmywarkę tylko załaduj, jak wrócę to nastawię.
Podeszła do niego i złączyła ich usta w namiętnym pocałunku, a następnie, wsunąwszy na stopy czarne szpilki, wyszła z mieszkania.
- Do zobaczenia! - krzyknęła w progu.
- Do potem, kocham cię.
Uśmiechnął się pod nosem i westchnął na myśl o zgrupowaniu, które równa się rozłąką z nią.
Przepraszam, jeśli są jakieś błędy,
Ale moja klawiatura w telefonie czasem płata figle.
Mam nadzieję, że się podobało i bardzo proszę o komentarze, bo motywują i zacierają złudzenie, że piszę do siebie.
Byłabym wdzięczna za polecenie mojego bloga, jeśli Wam się podoba.
Do napisania, Susan.