23 lipca 2015

Facundo Conte

- Dlaczego myślisz, że to z nią chcesz spędzić resztę życia? Człowieku, miesiąc temu rozstałeś się ze swoją narzeczoną...
- Byłą...
- Teraz już byłą, ale wszyscy sądzili, że to właśnie ona będzie tą jedyną.
- Ale spotkałem Olę i... Cały świat mi się wywrócił do góry nogami. Wtedy rozstałem się z Heleną i poprzysiągłem sobie, że zrobię wszystko, by się we mnie zakochała i stanęła ze mną przed ołtarzem. Póki co, udało mi się wyrwać ją do tańca i to dlatego, że tańczyła ze wszystkimi, wyższymi od siebie mężczyznami w klubie. A skubana jest wysoka, choć kilka centymetrów niższa od Heleny, i ma fajne, ładne, długie nogi. Jakby samego wyglądu było mało to jest cholernie inteligentna i uwielbia siatkówkę. Na prawdę dużo o niej wie! Chwilami miałem wrażenie, że więcej ode mnie.
- I dlatego się w niej zakochałeś?
- Nie, zakochałem się w niej, jak zobaczyłem jej uśmiech. Daje jej tyle uroku! I ma charakter. Nie jest uległa, ale też nie wodzi non stop za nos. Idealna!
- Zastanów się, Facu, zastanów się.
- Tylko, że ja już wiem i trochę za późno na rozmyślania. Kocham ją i już nic ani nikt tego nie zmieni.
- A co będzie, jak przestaniesz grać w Bełchatowie? Zabierzesz ją ze sobą na drugi koniec świata czy pozwolisz zostać tutaj? A może rzucisz dla niej karierę sportowca?
- Dopóki będą mnie tu chcieli nigdzie się stąd nie ruszam, nigdzie, rozumiesz? A jak nie będę mógł zostać to spróbuję ją przekonać, żeby pojechała ze mną, jeśli się  nie uda - trudno. Kariery nie zostawię dla nikogo, bo siatkówka sama mnie nigdy nie opuści, zawsze będzie przy mnie, zawsze.
- Tylko pytanie czy ona z tobą wytrzyma... Nic mnie chyba już nie zdziwi. Oczywiście nic związanego z tobą, bo jakby ufo zaraz tu wylądowało to doznałbym niezłego szoku. Wierzysz w ufo?
- Ja ci się tu wyżalam, że nie wiem, co robić, bo się zakochałem, jak ostatni idiota, a ty się mnie pytasz, czy wierzę w ufo? No, Stary, wybrałeś zajebisty moment, najwłaściwszy z najwłaściwszych. Lepiej, kurwa, nie mogłeś trafić!
- O, jednak umiesz coś powiedzieć po polsku!
- Zamilcz, bo zaraz będziesz kontuzjowany. Pomożesz mi czy nie?
- Jak mam ci pomóc? Umówić cię na randkę w ciemno? Co ty, w liceum jesteś? Daj spokój! Zagadaj do niej, zaproś na kawę albo na mecz i myślę, że po tym już powinno pójść łatwiej, a nie jak teraz...
- Jak krew z nosa... Spróbuję. Oby się udało.
- Powodzenia, Bracie.
- Dzięki, Nico, mordko moja!
   Otaczały ich przyjemnie kremowe ściany, ciemno brązowe obicia krzeseł i stoliki w podobnym kolorze. Dookoła siedziało kilkanaście rozmawiających ze sobą ludzi, niektórzy zapewne byli w podobnej do ich sytuacji. Niedaleko siedzieli nastolatkowie, najprawdopodobniej byli na pierwszej randce, co można było wyczytać z niepewności malującej się w oczach chłopaka. Jeszcze nie wiedział, czy spodobał się dziewczynie zaproszonej na kawę. Facundo dzielił z nim to uczucie.
   Uśmiechnął się i, z powodu zakłopotania, dłonią przeczesał włosy. Odwzajemniła jego uśmiech, przez co urósł w siłę, już widział, że nie da mu kosza. Stał się odważniejszy i bardziej pewny siebie, niż na początku tego spotkania.
- Zaprosiłeś mnie tu wczoraj, żeby dziś sobie na mnie popatrzeć? Wszystko w porządku? Dobrze się czujesz? Nic cię nie boli?
- Wszystko gra. Przepraszam. Po prostu jeszcze trochę mnie peszysz... Ale tylko troszeczkę. Jeszcze kilka spotkań i mi przejdzie.
- Skąd wiesz, że będą kolejne?
- A nie będzie? - ożywił się, lekko przestraszony.
- Podpuszczam cię. Zresztą, to urocze, że cię peszę. Taki duży, a taki...
- Jaki?
- Nie wiem, jakim słowem to opisać. Po prostu jesteś cholernie uroczy, jak się peszysz.
- Uroczy czy seksowny? - zabawnie poruszył brwiami.
- Zobaczymy za jakiś czas. Bezpośredni jesteś...
- Nie wolno udawać nikogo, kim nie jesteśmy. Takie motto życiowe.
- Bardzo mądre - pokiwała głową z uznaniem. - Masz jakieś zainteresowania poza siatkówką?
- Sądzisz, że  grając w nią zawodowo, mam czas na coś innego?
- W sumie racja. Ja też nie mam czasu na nic, co nie jest związane z dziennikarstwem sportowym.
- A wyjechałabyś za swoją miłością na przykład do Włoch?
- Jeśli znalazłabym tam pracę w zawodzie to dlaczego nie? Musiałabym tylko podszkolić mój włoski. Bardzo przeciętny zresztą. Fajnie byłoby wrócić do słonecznej Italii...
- Mieszkałaś tam? - spytał zdziwiony.
- Pracowałam jako barmanka we włoskiej knajpie. Tylko pół roku, ale trochę umiem się dogadać. Szału nie ma, ale z Piano potrafiłam porozmawiać - wyruszyła ramionami.
- Czyli nie jest źle - puścił jej oko.
   Zaśmiała się. Imponowały jej nie tylko jego dwa metry wzrostu, mięśnie oraz  nietuzinkowy, przystojny wygląd, ale również charakter, zaangażowanie w prawdopodobnie przyszły związek i wręcz dziecięca bezpośredniość. Było w nim niemniej uroku niż w kilku tygodniowym szczeniaku golden retrievera czy nowofunlanda. Jego niemalże czarne oczy były studnią uczuć, w dodatku bez dna. Można w nich było czytać, jak w otwartej księdze. Były, jak słodkie podarunki reklamowane w mediach, wyrażały więcej, niż tysiąc słów... W przypadku Facundo jednych z najpiękniejszych słów na świecie.
- Lubię patrzeć w twoje oczy, wiesz?
   Siedziała oparta łokciami o stolik, trzymając brodę na zaciśniętych w pięści dłoniach. Przyglądała się uważnie swemu towarzyszowi. Nie był jej dłużny. Przybrał tę samą pozycję, co spowodowało jej chichot. Droczył się z nią, choć można by uznać to również za podryw, gdyż taki był jego podświadomy, lecz nieświadomy, zamiar.
- Ja w twoje też. Zielone tęczówki są niesamowite. Masz pojęcie, że taki kolor oczu, jak ty, ma najmniejszy procent ludności na świecie?
- W takim razie  chyba jestem wyjątkowa - kąciki jej ust powędrowały ku górze.
- Zwątpiłaś w to kiedykolwiek?
- Wiele razy, ale, jak tak słucham twoich naciąganych komplementów, to zaczynam wierzyć, że jestem jedyną taką na ziemi i mogę mieć każdego. A potem wracam do domu, włączam telewizor,  patrzę na hollywoodzkie aktorki i wracam do rzeczywistości. Wtedy znów jestem zwykłą dziennikarką, która pracuje z ludźmi, których kocha, a przede wszystkim podziwia za upór, determinację i waleczność.
- Nawet bez moich komplementów, które wcale nie są naciągane, jesteś piękna i niepowtarzalna. Nigdy nie będziesz miała prawa w to zwątpić. Zapamiętaj - pogłaskał ją czule po policzku.
- Postaram się - uśmiechnęła się smutno.
   Usłyszał dźwięk wydany przez jej telefon. Krótki sygnał, więc zapewne był to sms.
- Przepraszam. To może być coś ważnego - rzekła speszona.
- Śmiało - wyszczerzył się.
   Przeczytała uważnie wiadomość kilka razy i nie przypadła jej zbytnio do gustu. Pilna sprawa nie cierpiąca zwłoki. Wcisnęła komórkę w boczną kieszeń jeansów i wstała pospiesznie. Argentyńczyk odruchowo zawtórował jej w drugiej czynności.
- Muszę iść. Bardzo cię przepraszam. Zadzwonię do ciebie wieczorem i umówimy się na kolejne spotkanie, dobrze? Na prawdę bardzo cię przepraszam, ale nie mam innego wyboru. Mam nadzieję, że zrozumiesz i mi wybaczysz - przytuliła go mocno, oplatając mu ramiona wokół szyi. Poczuła jego dłonie na swych plecach. - Jeszcze raz bardzo cię przepraszam.
   Wyswobodziła się z uścisku i wybiegła z lokalu.
- Wybaczam. Jestem w stanie wszystko ci wybaczyć za jedno słowo... - wyszeptał pod nosem i również wyszedł z kawiarni.
   Tyle oddałby za jej jeden uśmiech i jedno czułe spojrzenie przeznaczone tylko i wyłącznie dla niego. Fortuna całego ziemskiego świata, by nie starczyła. Była jego oczkiem w głowie. Myślał o niej całymi dniami i nocami, chciał, by wreszcie mogła non stop być u jego boku. Zawsze mogła na niego liczyć, bez względu na okoliczności. Kochał ją. Pierwszy raz w życiu kochał kogoś tak mocno. Właśnie uwierzył w miłość od pierwszego wejrzenia.
   Otworzyła drzwi lokum wynajmowanym obecnie przez jej byłego chłopaka, który właśnie wrócił z misji w Afganistanie. Nerwowo rozglądała się po mieszkaniu, nasłuchując oznak jakiegokolwiek życia. Brunet siedział w pokoju dziennym na skórzanej kanapie, oglądając telewizję. Obrócił się w jej stronę z wyraźną ulgą malującą się w jego oczach. Jego czekoladowe spojrzenie na chwilę rozbłysło tysiącem mikroskopijnych iskierek. Rzucił się na nią, obejmując ją tak, że omal nie hamował jej dopływu powietrza. Była lekko oszołomiona, spodziewała się każdego przywitania, ale nie takiego. Odwzajemniła uścisk, choć oczywiście nie z taką siłą.
- Dziękuję, że przyszłaś. Bez ciebie nie dałbym rady - załkał.
- Co się właściwie stalo?
- Daniel, mój brat, miał wypadek samochodowy. Jest w stanie krytycznym. Nie mogę teraz pojechać do Gdańska, więc chciałem mieć kogoś zaufanego przy sobie... Pierwszą osobą, która przyszła mi do głowy, byłaś ty - ostatnie dwa słowa wyszeptał jej czule na ucho.
- Olek, dasz radę. Wierzę w ciebie. Jesteś silnym facetem, przeżyłeś Afganistan to i przeżyjesz to, a Daniel wyzdrowieje.
- On jest w śpiączce, Ola. To nie jest takie proste.
- Z nie takich rzeczy ludzie wychodzili. Da radę. Ty też - pocałowała go w podbródek, nie unikając wyrzutów sumienia względem Conte.
- Zostaniesz ze mną? - po chwili zdał sobie sprawę z powagi swej prośby. - Przepraszam. Wiem, że próbujesz sobie ułożyć życie...
- Z lepszym lub gorszym skutkiem - zaśmiała się.
- Każdemu się zdarzają gorsze wybory. Dziękuję, że przyszłaś. Mogłaś mieć mnie gdzieś, bo w końcu już nic nas nie łączy, ale jesteś - przyciągnął ją do siebie jeszcze mocnej.
- Wyobraź sobie, że zwiałam z randki.
- Przynudzał?
- Nie. Po prostu mnie wystraszyłeś. Nie chciałam, żebyś był sam. A facet na prawdę fajny. Ciekawe tylko czy jeszcze będzie chciał się ze mną spotkać.
- Żartujesz? Pewnie tylko o tym marzy!
   Olek miał rację. Facundo siedział na narożniku w salonie i czekał na telefon od niej. Sekundy, minuty, godziny... Czas dłużył mu się niesamowicie. Co chwilę sprawdzał ekran telefonu, ale wciąż było pusto. W końcu się poddał, głowa opadła mu na ramię i odpłynął w krainę Morfeusza. Po jakimś czasie obudził go dźwięk smsa.
Mam czas za pół godziny. Pod głównym wejściem do Energii.
   Uśmiechnął się  po przeczytaniu wiadomości i zaraz zerwał z miękkiego mebla, by założyć na siebie coś cieplejszego.
Będę. Do zobaczenia.
   Usiadła na schodach przed halą. Oparła brodę na ręce i, wystukując popularną melodię palcami o kolano, czekała na przybycie Argentyńczyka. Nie musiała długo być sama.
- Cieszę się, że tu jesteś. Siadaj. Muszę ci o czymś powiedzieć.
- Zrywasz ze mną? - spytał lekko przestraszony, zajmując miejsce koło niej.
- A my w ogóle jesteśmy razem? - spytała zdziwiona. - Nieważne. Przynajmniej nie teraz. Chciałam ci powiedzieć o dzisiejszym zajściu w kawiarni.
- Ale ja nie jestem zły...
- Tylko, że ja mam wyrzuty sumienia. Wtedy napisał do mnie mój były chłopak. W Bełchatowie ma tylko mnie, a jego brat miał dziś wypadek samochodowy. Ledwo go przeżył, a teraz walczy o życie w szpitalu. Musiałam go wesprzeć. Nie potrafiłam inaczej. Jeżeli zaraz do mnie napisze to nie zdziw się, jak bez słowa do niego pojadę. Wiem, co czuje i nie chcę, by coś sobie zrobił, bo jego psychika od dłuższego czasu jest mocno obciążona. Musiałam ci to powiedzieć. Mam nadzieję, że rozumiesz mój wybór.
- Wróciłaś do niego?
- Nie. Po prostu nadal jest mi bliski, bo rozstaliśmy się w zgodzie, bez żadnego spięcia. Nawet teraz się wspieramy, wysyłamy do siebie listy, gdy on jest na misjach w Afganistanie. Staramy się utrzymywać kontakt, póki oboje jesteśmy singlami.
- A co ze mną?
- Jak to? O czym ty mówisz?
- Czyli nic z tego...
- Gdyby mi nie zależało to bym ci się tłumaczyła i umawiała o tej porze na spotkanie? Serio? Ty masz jeszcze jakieś wątpliwości? - zerknęła na niego lekko przymrużonymi oczami.
- Powiedziałaś, że nie jesteśmy parą - mruknął.
- Co nie oznacza, że nie możemy nią być...
   Wstała na moment, usiadła okrakiem na jego kolanach i pocałowała go czule, rozkoszując się chwilą... Jakże przyjemną dla nich obojga. Następnie przytuliła go mocno, oplatając mu ramiona wokół szyi, i wdychała zapach jego perfum.
- Teraz już jesteśmy parą? - spytał, obejmując ją w pasie z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Uhm - przytaknęła, delikatnie pocierając nosem o jego ucho.

 
Pierwsza odsłona tego, co mam w głowie.
Pisałam to jakiś rok temu, więc nie powala,
ale obiecuję, że z każdym kolejnym postaram się bardziej Wam przypodobać.
Sugerujcie mi kolejnych bohaterów! Będzie łatwiej.

Zajrzyjcie do zakładki "Czytelnicy", jeśli chcecie wiedzieć
o kolejnych jedno-partach.

Pozdrawiam, Susan.

6 komentarzy:

  1. To...to...to...to jest świetne!
    Wszystko świetne (a zwłaszcza początkowy dialog), tylko jest jedno ALE.

    Dlaczego to do cholery jasnej jest takie krótkie?!

    Nico doradzał Facu, a co by było jakby Facu doradzał Niko?
    No nic.
    Przynajmniej zasugerowałam jakiegoś bohatera do kolejnej opowieści.

    Pozdraiwam
    GosiaczeK

    P.S. Przepraszam za błędy, ale piszę to o dosyć późnej godzinie (2:43).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz! W najbliższej przyszłości spróbuję naskrobać coś z Nico. Pozdrawiam, Susan.

      Usuń
  2. Bardzo fajne, ale zgadzam się,że zdecydowanie za krótkie :)
    No nic czekam na następne :D
    Pozdrawiam :) x
    PS: Błagam napisz coś o Matteo Piano <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem trakcie pisania o Matteo. Wena mnie trochę opuściła i trochę mi się to ciągnie.

      Usuń
  3. oj hotki hotki to już jest straszne pewnie juz maja dosyć psychofanek zawodnicy :)

    OdpowiedzUsuń